Pozostańmy jeszcze na moment w Tokio. Może niebawem napiszę o innych rejonach Japonii. Do północnej stolicy wracam jednak niebawem. Wiem, że niektórzy wybierają się wcześniej, dlatego może te wskazówki będą dla nich przydatne. Nie chce pisać o tym jak poruszać się po mieście, o czym pamiętać lub co koniecznie trzeba zobaczyć i załatwić (JR Pass, Suica Card itp). Te informacje znajdziecie na wielu blogach poświeconych stricte tej tematyce. Napiszę o kilku miejscówkach, które polubiłam szczególnie i polecam każdemu podczas spontanicznych rozmów o Tokio.
Każdy lubi inny klimat, czym innym się interesuje, dlatego podczas zwiedzania polecam zdać się na swój instynkt, lub po prostu iść przed siebie, to zdecydowanie moja ulubiona metoda.
A jeśli koniecznie chcecie dowiedzieć się więcej o historii, topografii miasta, atrakcjach w danych dzielnicach, polecam „Dzienniki Japońskie. Zapisku z Roku Królika i Roku Konia” - polskiego autora Piotra Milewskiego (strony 46-66).
Ten sam autor również radzi: Warto jest poruszać się bez planu. Nic nas wtedy nie ogranicza. Nic nie uwiera i nie kusi. Ci, którzy tworzą plany, mają też oczekiwania, a potem często czują żal: czegoś nie zobaczyli, dokądś nie dotarli, ktoś zatrzasnął im drzwi przed nosem. Niekiedy też, to co zastali, wygląda zupełnie inaczej, niż sobie wyobrazili.
Shimokitazawa - esencja japońskiego stylu
Przed pierwszym wyjazdem do Japonii (2016) na jednym z portali modowych obejrzałam wywiad z mieszkańcem Tokio. Polecał w nim swoje ulubione spoty do mieszkania, zakupów i ogólnie życia. Pojawiła się tam Shimokitazawa - maleńka dzielnica mieszcząca się kilka przystanków na zachód od Shibuya, jednej centralnych stacji na głównej linii kolejowej miasta, Yamonote.
Postanowiłam, że musimy tam zamieszkać. Tak też się stało! Był to strzał w dziesiątke, bo od razu pokochałam to miejsce za atmosferę i ludzi, choć początkowo nie potrafiłam nawet poprawnie wymówić tej nazwy - SHIMO-KITAZAWA. ;)
Shimokita to idealny spot do zapoznania się z tym jak wygląda japońska moda. Na słynnej Cat Street (Harajuku) zobaczyć można wprawdzie tych najbardziej szalonych, modowych freaków (stylizowani, przebierani), ale jak dla mnie Shimokitazawa oddaje prawdziwy klimat japońskiej mody użytkowej, codziennej. Umiłowanie do amerykańskiej estetyki, klimatu retro/vintage, w estetyczny sposób wymieszane z ich powściągliwością, niechęcią do odsłaniania się i wulgarności. Dla mnie to idealnie wyważony mix. To tutaj znajdziecie najlepsze vintage shopy w Tokio (min. Flamingo, New York Joe Exchange, Ocean BLVD), sklepy dedykowane min. hawajskim koszulom, jeansom (Chicago) lub retro akcesoriom (okularom lub różnej maści gadżetom uzupełniającym stylizacje). Nie sposób wymienić wszystkie sklepy z nazwy. Niektóre były maleńkie. Czasami wieczorami lubiłam siedzieć w ogródku przed Starbucksem (naprzeciw jednego z dwóch Flamingo) i obserwować ludzi. Ku inspiracji!
Shimokitazawa to nie tylko sklepy z ciuchami. Można się tam napić świetnej kawy, również speciality (co ciekawe Japonia słynie z kawy trzeciej fali) - Frankie, Bear Pond Espresso (słynna miejscówka, ale z bardzo niemiłą obsługą o czym pojawia się wiele komentarzy w internecie - niemniej i tak warto odwiedzić), Bookends Coffee Service (dobra kawka + muzyka z winyli). Nasz ulubiony spot z kawą niestety został w ostatnim czasie zamknięty - Urban Local Living.
Mieści się tam również świetna restauracje z goframi, ORANGE. Mój ulubiony to Red Velvet z karmelem, bitą śmietaną (niesłodką!) i orzeszkami. Podczas pierwszego pobytu bywaliśmy tam tak często, że obsługa rozpoznała nas po roku nieobecności. ;) #pozdro
Roasted Coffee Laboratory Shibuya Jinnan
Niby zwykła kawiarnia z całkiem dobrą kawą, również speciality, czyli przygotowaną metodami alternatywnymi. Jednak nie w tym rzecz! Lubiłam w niej po prostu przesiadywać na zewnątrz, odpoczywać i przyglądać się ludziom (wychodzi na to, że to jedno z moich ulubionych zajęć na wyjazdach;)). Kawiarnia położona w centrum zagłębia modowo-kulturowego na Shibuya, gdzie bywaliśmy dość często (naprzeciwko jeden ze sklepów Neighbourhood, kilkanaście metrów dalej Beams, jeden z kilku Supreme i Freak Store oraz sala koncertowa z długimi kolejkami młodzieży), dlatego obiektów do obserwacji było naprawdę sporo. A po kawce - dalsza eksploracja i zakupy!
Marugame-seimen udon - #nomnom
Nie należę do osób, które jakoś szczególnie zachwycają się kuchnią. Oczywiście lubię dobrze zjeść, ale ze względu na mój wegetarianizm nie nastawiam się szczególnie na jakieś specjały. Przed wyjazdami nie poszukuje też wegetariańskich knajp. Czasem w chwilach wilczego głodu wklepuje w google odpowiednie hasła i odpalam mapę. Jeśli uda mi się przypadkowo trafić na coś dobrego, jestem w siódmym niebie. Tak też było z tą lokalną „udon-iarnią”. Mieści się na Shimokitazawa, czyli w miejscu w którym mieszkałam najdłużej. Niepozorna, nie wyróźniająca się niczym szczególnym. Weszliśmy ze względu na dużą ilość lokalersów - czym często kierujemy się podczas wyborów restauracji. Udon w wersji wegetariańskiej i normalnej - pyszny i tani! Dodatki do wyboru - warzywa i ryby w tempurze. Ściany ochlapane wywarem, głośno siorbiący ludzie, czyli znaczy, że dobre!
Togo Shrine - przepiękny ogród ukryty w najbardziej tłocznej części Harajuku
Kolejne przypadkowo odkryte miejsce. Zmęczeni głośną ulicą jednej z rozrywkowych dzielnic, skręciliśmy w jedną z bocznych dróg. Było warto! Nie będę się rozwodzić nad harmonią jaka panuje w japońskich ogrodach. Napiszę tylko, że w Togo były przepiękne, dopieszczone rośliny, pomost oraz staw w którym pływały karpie i żółwie. Była też CISZA i brak dziewczynek w kawaii spódniczkach. Zamiast nich mnóstwo starszych Pań w ślicznych, kolorowych kimonach. Kilka udało się uchwycić na zdjęciach…
Kamimeguro Hikawa Shrine (Meguro) lub Hanazono Jinga (Shinjuku)
To miasto, pomimo, że jest poukładane i brak w nim chaosu, potrafi czasem dać w kość.
Dlatego uwielbiam wszystkie te małe świątynki poukrywane na niższych i większych pagórkach, pomiędzy ogromnymi budynkami lub wiaduktami. Jeśli będąc w Tokio zobaczycie schody z chorągwiami lub czerwone bramy zwane tori, wejdźcie. Tuż za nimi kryją się z reguły szintoistyczne (czerwone) lub buddyjskie (drewniane) świątynie, gdzie można się wyciszyć i przez chwilę zapomnieć o zgiełku miasta. W wielu z nich można spotkać ludzi, inne bywają opuszczone. Niektóre są odkryte i widać je z ulicy… mnie najbardziej cieszą jednak te schowane - dzięki nim wiem, że w chwilach dużego natłoku myśli, czy dźwięków, można tam uciec i zapomnieć o wszystkim co dzieje się wokół.
To oczywiście nie wszystkie miejsca, które lubię w Tokio. Zdałam sobie sprawę, że napisałam naprawdę sporo. Czy ktoś to w ogóle przeczyta? Nie wiem... może kiedyś napiszę drugą część w której opiszę pozostałe, lubiane przeze mnie lokacje. Może łatwiej byłoby o tym opowiedzieć, jednak nie lubię mówić do kamery i później słuchać swojego głosu.
Until next time!