Już pierwsze minuty w Japonii dają do zrozumienia, że jesteś w miejscu w którym panują całkowicie odmienne zasady i kultura. Lotnisko. Kosmopolityczne, więc tam czujesz się jeszcze w miarę bezpiecznie. Nie zdajesz sobie jeszcze sprawy, że od wyjścia ze swojej strefy komfortu dzieli cie jedynie przejazd pociągiem na jedną z głównych stacji miasta.


„Shibuya. Shibuya” - komunikuje kobiecy głos z głośników. Wysiadasz ciągnięty przez tłum gnających przed siebie ludzi. Wówczas ze wszystkich stron uderzają w ciebie różnorodne bodźce. Odmienność w praktycznie każdym aspekcie. Nie wiesz na czym skupić wzrok. Próbujesz wyłapać choć kilka słów w znanym przez ciebie języku. Telefon, aparat, zdjęcia… zaczynasz rozumieć dlaczego osoby z tej części świata przyjeżdżając do Europy, mają tendencje do fotografowania najbardziej banalnych obiektów i rzeczy. Głupkowaty uśmiech, pojawiający się na twojej twarzy z myślą o tym, znika. Zaczynasz robić to samo!

Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Ja na pewno nigdy nie zapomnę uczucia jakie towarzyszyło mi w początkowych minutach, godzinach, dniach pobytu w Tokio. Nigdy żadne miejsce nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Ekscytacja, momentami pomieszana z bezradnością i zagubieniem (efekt "lost in translation"). Wielokrotne wyszukiwanie w google odpowiedzi na pytania dotyczące nieznanych mi do tej pory zachowań, skanowanie etykiet z produktami, aby później przetłumaczyć tekst w translatorze, kilkukrotne kupienie przeźroczystego napoju z myślą, że to woda (jednak nie!), aby finalnie znajdywać ją dopiero po sprawdzeniu tabelki wartości energetycznych (0 kcal).

Foto (my bf): @oskarkrawczyk

Opowiem wam o pięciu rzeczach, które zaskoczyły mnie najbardziej. O tym, czego nie wiedziałam lub wyobrażałam sobie inaczej.

Za duże buty  

Kiedy podczas naszego drugiego pobytu w Japonii, wsiadałam do pociągu jadącego z lotniska, widząc ludzi w za dużych butach, uśmiechałam się pod nosem myśląc: „w końcu jestem w moim ukochanym miejscu!”. Jednak za pierwszym razem byłam tym mocno zaintrygowana. Noszenie za dużych butów w Japonii nie jest niczym nadzwyczajnym. Doczytałam, że przyczyn jest kilka. Po pierwsze, w Kraju Kwitnącej Wiśni obowiązuje zwyczaj zdejmowania obuwia ZAWSZE przed przekroczeniem progu domu (buty zostawia się w specjalnym pomieszczeniu nazywanym genkan (玄関)). Zwyczaj ten wywodzi się z okresu Kofun (250-538 r.), kiedy to w Japonii zaczęto budować domy na specjalnych podwyższeniach z pali, aby zapewnić im wentylacje i chronić od wilgoci i zimna. W innym wypadku podłogowe maty tatami, montowane w domach, szybko pokrywały się pleśnią. Buty zdejmowano również po to, aby nie nanieść do środka brudu, wilgoci i tym samym, nie zniszczyć mat. Tatami, które osobiście uwielbiam, na podłogach w obecnych czasach pojawiają się rzadko, ale zwyczaj pozostał.

Buty zdejmuje się również w wielu miejscach publicznych, np.: restauracjach lub przed wejściem do przymierzalni w sklepach. Noszenie za dużego obuwia pozwala więc na szybsze ich wkładanie i zdejmowanie. Druga przyczyna dotyczy braku dostępności danego obuwia w małych, niestandardowych rozmiarach, przez co Japończycy decydują się na zbyt duże kapcie. Nie jest to dla mnie przekonujące tłumaczenie, tym bardziej, że wiele razy widziałam również mężczyzn szurających za dużymi butami po ziemi, a ich rozmiarówka nie należy raczej do niestandardowych.  

Chaos? Jaki chaos?

Kto lepiej mnie zna, wie, że nie przepadam za miejscami przepełnionymi dużą ilością ludźmi. Z reguły odczuwam wówczas dyskomfort, ponieważ osoby wokół zachowują się często nieobliczalnie. Obawiałam się tego jadąc do miasta o populacji 9,2 miliona. Nic bardziej mylnego! Tokio, pomimo mocno zakorkowanych (przez ludzi) centralnych punktów, pozostawia wiele swobody. Kolejki na schodach, w sklepach, przed wejściem do środków transportu to absolutny standard! Często na podłogach wyznaczone są linie za którymi ustawiają się ludzie. Wydawałoby się, że sytuacja komplikuje się nieco w momencie, kiedy pada deszcz i ludzie niosą ze sobą rozłożone parasolki, którymi mógliby potrącać wszystkich wokół. Nie. Znaleźli sposób, aby się wymijać. Przepychanie w Japonii postrzegane jest jako niegrzeczne, dlatego w niektórych miejscach trzeba uzbroić się w cierpliwość. Nikomu to specjalnie nie przeszkadza (wyobrażam sobie fukanie i nerwowe komentarze, które padałyby w naszym kraju). Stoją z nosami w książkach lub telefonach, bez emocji na twarzach - może są źli, ale sądzę, że przyzwyczaili się po prostu do takiego stanu rzeczy. :)

Zieleń = harmonia

Tokio zawsze jawiło mi się jako największa na świecie betonowa dżungla. Nasłuchałam się historii o ludziach, którzy po kilku latach spędzonych w tym mieście, wariowali na widok zieleni, lasów, otwartej przestrzeni. Prawdą jest, że nawet po wyjściu na najwyższe tarasy widokowe, nie widać horyzontu. Przed oczami rozciąga się ciąg mniejszych i większych budynków. Zieleni jednak nie brakuje.
Pomijając parki, których w Tokio jest kilka, a największe z nich to Yoyogi, Ueno i ogród Shinjuku. Japończycy dbają o to, aby wokół nich było dużo zieleni, kojarzącej się z harmonią i relaksem. Otoczenie jest dla nich bardzo ważne (sprawdź - filozofia IKIGAI). Nie raz przechadzając się po mieście, pośród wysokich biurowców, natrafialiśmy na maleńkie parczki ze stawami w których pływały karpie i żółwie lub małe świątynki w których można było odciąć się od zgiełku miasta.

Odległości na stacjach

Wielkość tego miasta odczuwa się nie tylko poprzez ilość ludzi na ulicach, ale również podczas podróżowania po nim. Przemieszczanie się metrem z jednego końca na drugi zajmuje naprawdę sporo czasu, dlatego bardzo trudno zwiedzić Tokio w całości. Myślę, że nawet podczas miesięcznego pobytu byłoby to bardzo trudne do zrealizowania. Dużym zaskoczeniem były dla mnie odległości jakie trzeba pokonywać na niektórych stacjach, min. podczas zmiany linii. Dworzec Shinjuku (jap. 新宿駅 Shinjuku-eki) jest kolosem obsługującym największą liczbę pasażerów wśród dworców kolejowych na świecie.! Dlatego, jeśli kiedykolwiek będziecie planować odjazdy, szczególnie ze stacji Shinjuku, Shinagawa lub Shibuya, lepiej udać się tam conajmniej 15-30 minut wcześniej. Nie będziecie musieli biegać z wywieszonym językiem…

Sprawne maszyny z napojami

I na koniec, coś najbardziej banalnego… o tym, że w Japonii jest mnóstwo automatów z napojami (tzw. vending machine) wiedziałam wcześniej z książek. Znaleźć je można praktycznie wszędzie, co w upalne, letnie dni, podczas długich spacerów po mieście bywa zbawienne. Zaskoczeniem było dla mnie to, że one wszystkie są sprawne i zawsze pełne. Podczas naszych kilku tygodniowych pobytów w JP, zdarzyło nam się zobaczyć może 2 niedziałające maszyny. To jest jeden z dowodów na to, jak sprawnie zorganizowane jest to państwo i poświadczenie, że na pewno nie da się tam umrzeć z pragnienia. :)

Foto (my bf): @oskarkrawczyk

Niebawem więcej tematów związanych z Krajem Kwitnącej Wiśni, dlatego stay tuned!

Większość fot, którymi uzupełniłam treść zrobił mój chłopak, Oskar. Niektóre należą do mnie.