Mateusz Kanu i Kamil Baks Tomaszewski
opowiedzieli mi o tradycyjnych motywach, błędach w łączeniu wzorów oraz czasie przygotowywania pełnego body suita.

Z pewnością wydaje Ci się, ze jesteś w stanie rozpoznać tradycyjny japoński tatuaż - charakterystyczna estetyka, wzory i motywy są nie do podrobienia. Myślisz - jakie to proste i zaczynasz planować swój pierwszy japoński wzór! Możesz jednak być w bardzo dużym błędzie… ten piękny i unikatowy styl wiąże się z szeregiem reguł oraz zasad, których należy przestrzegać, aby pozostać mu wiernym.

Czy wiedziałeś, że nie powinno się ze sobą łączyć motywów kojarzonych z daną porą roku z symbolami innego sezonu, albo że określone kolory rezerwowane są dla konkretnych płci? Oczywiście są różne podejścia i nie każdy przejmuje się takimi drobiazgami.

Z pewnością znaleźć można też mnóstwo bardzo dobrych wzorów, które budzą skojarzenia z Japonią. Gdzie jest jednak granica między inspiracją czy wariacją na temat jakiegoś japońskiego motywu, a prawdziwą estetyką tatuażu japońskiego, który w Kraju Kwitnącej Wiśni kojarzony jest w głównej mierze z gangsterskim światem i yakuzą (pisałam o niej tutaj)?

Aby rozwikłać odpowiedź na to pytanie (i przy okazji dowiedzieć się o dużo więcej), jakiś czas temu porozmawiałam z dwoma pasjonatami japońskich wzorów. Pierwszy z nich to tatuator i artysta z Krakowa, Mateusz Kanu. Specjalizuje się w „tradycyjnej japońszczyźnie”. Przyznaje, że dopiero teraz, po ponad 10 latach ciągłej pracy, szkolenia i doskonalenia się, zaczyna w pełni działać w japońskim stylu.

Moim drugim rozmówcą jest Kamil Baks Tomaszewski, zakochany w Japonii. Jego ciało zdobi już prawie pełny body suit wykonany przez Mateusza Kanu. Prywatnie również posiadacz pokaźnej kolekcji sportowych butów. Co ciekawe niektóre z tych par również prezentują japońskie wzory na swoich cholewkach. ;)

Więcej o chłopakach znajdziecie na ich kanałach social media - zachęcam do odwiedzenia... a teraz przejdźmy do rozmowy.

Mateusz Kanu - Instagram / Facebook

Jak się zaczęła Twoja przygoda z estetyką japońskiego tatuażu? Skąd decyzja, aby zająć się właśnie tym stylem?

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z tatuażem, kolega mi podpowiedział, że jeśli opanuję japoński styl tatuażu, to mogę być pewny pracy do końca życia i zawsze będą też lepsi ode mnie. To dało mi kopa do nauki, ale też natchnienia, chociaż początkowo wydawało mi się to bardzo odległe, ponieważ jakoś nieszczególnie interesowałem się Japonią. Zadecydowałem jednak, że pójdę w tym kierunku… a im dalej się w temat zagłębiałem, stawało się to coraz ciekawsze, ale zarazem coraz trudniejsze. Na początku było mi bardzo ciężko ogarnąć temat, ale kolega zostawił mi kilka książek, które pomagały zgłębiać wiedzę i tak to poszło do przodu.

Tak naprawdę dopiero teraz, po ponad dziesięciu latach pracy, mogę powiedzieć, że zaczynam działać w stylu japońskim.

Od kogo, gdzie i jak się uczyłeś?

Uczyłem się od Dave’a (@daveblows). Zaprosił mnie na Tajwan, kiedy uczył się od mistrzów - głownie u mistrza Horishu. Ja również się wtedy uczyłem - podglądałem i weryfikowałam na żywo te informacje, które przeczytałem w książkach. Również podczas późniejszych wycieczek do Azji starałem się ta wiedzę weryfikować.  

Mam bardzo dużo książek związanych z tematyką japońskiego i ogólnie azjatyckiego tatuażu. Byłem kilka razy w Azji na naukach. Mistrzowie tatuażu przyjeżdżali również do Krakowa, na konwencje, spędzali u mnie nie raz po kilka tygodni, więc miałem tutaj podgląd na to, jak to wszystko naprawdę wygląda. Miałem styczność z 4 szkołami tajwańskimi.

Czy miałeś kiedyś do czynienia z tradycyjną metodą tatuowania japońskiego (irezumi)? Co o niej myślisz?

Jeśli chodzi o irezumi - w Hong Kongu poznałem japońskiego mistrza Sousyu Hayashi. On robi tatuaże tradycyjną metodą tebori - czyli kontur również robiony jest za pomocą patyka. Jest to najtrudniejsza forma tradycyjnego tatuowania. Jest on ostatnim i najmłodszym mistrzem tego stylu. Poznałem go całkiem dobrze, osobiście. Odwiedził mnie i był na moim weselu. Irezumi to bardzo droga zabawa. W Polsce ten styl by się nie przyjął, ponieważ nikt by za to nie zapłacił, dlatego też sam zdecydowałem się pójść w stronę tajwańską - czyli wykonywanie tatuażu maszynkami. Wydaje mi się, że Polska jeszcze nie jest gotowa na inne sposoby wykonywania azjatyckich tatuaży. Ja tym bardziej nie jestem gotowy na to, aby tworzyć tatuaże patykiem.

Jak wygląda u Ciebie planowanie tatuażu dla Klienta? Czy on przychodzi z konkretnym motywem i Ty go interpretujesz we właściwy sobie sposób?

Wcześniej robiłem konsultacje osobiste, ale niestety, kiedy przyszedł COVID, przerzuciłem rozmowy z Klienami do Internetu. Rozmawiamy na Facebooku lub Instagramie. Mam pełną gamę opanowanych rysunków, wzorów, kompozycji, więc obracam tym wszystkim, aby stworzyć taką kompozycje, która jest poprawna, a zarazem jak najlepiej oddać to, co Klienta interesuje. Każdy Klient to osobna historia, ale zawsze staram się kogoś naprowadzić w takim kierunku, aby to była bardzo tradycyjna, surowa Japonia, plus takie tematy, które kogoś interesują. Głównie podążamy za znaczeniami, symbolikami i żywiołami.

Tatuowanie tradycyjną metodą, tak jak się wciąż robi w Japonii (irezumi - bambusowy patyk zakończony igłą) jest bardzo czasochłonne - niektórzy (szczególnie w świecie yakuzy) tatuują się całe życie, bo zawsze trzeba coś dodać, poprawić, pomijając już fakt, że takie tatuowanie jest ogromnie bolesne, więc sesje są krótsze, pokrywa się też mniejszą część ciała na jednym posiedzeniu. Ile czasu Tobie najdłużej zajęło tatuowanie Klienta?  

Nie zgadzam się, że tatuowanie patykiem jest bardziej bolesne. Jest wręcz przeciwnie. Maszynka ma 1000 uderzeń na minutę, a patykiem nie masz szans uderzyć tak wiele razy i wbić tak mocno jak maszyną, więc to jest czysta przyjemność, kiedy ktoś by Cię tatuował patykiem. Co do powierzchni - tutaj się z Tobą zgadzam, bo jest to metoda bardzo czasochłonna, robi się mniejsze przestrzenie. Niektóre tatuaże robi się nawet po 10 godzin, a finalny efekt, to tatuaż wielkości dłoni, więc to się nie do końca tak przekłada. Jeśli ktoś jest bardzo wytrzymały, to może tatuować się kilka dni pod rząd i wówczas progress jest dużo większy.

W kontekście największej ilości godzin - kiedyś tatuowałem Klienta 2 dni pod rząd po 12 godzin, więc 24 godziny (doba). To jest mój rekord, ale przyznam, że byłem wykończony i na wspomagaczach. Oczywiście mam na myśli kawę. ;)  

A jeśli chodzi o sam projekt i jego kontynuacje z jednym Klientem, to z niektórymi Klientami działam nawet po 6 lat, bo przychodzą na tatuaż raz w roku, albo zapomną sobie o kontynuacji nawet na 2 lata. To jest dla mnie temat rzeka. Bardziej mogła byś zapytać, ile zajęło mi najszybsze zrobienie projektu.

Więc pytam…

Największy projekt, typu plecy z pośladkami jestem w stanie wykonać w rok - no może do dwóch lat, zależy od budżetu danej osoby i szybkiego przemieszczania się do mnie, gojenia. Na to składa się wiele czynników. Stawiam zawsze na jakość i tradycyjny wzór, a taki wymaga odpowiedniej wielkości i rozmiaru. Czyli też - dużo godzin, aby wykonać wszystkie żywioły, wszystko się musi zgadzać. Samo projektowanie, konturowanie to już jest spora przeprawa.

A co do tatuowania projektu danej osobie, to zazwyczaj jak kończę wcześniej zaplanowany wzór, to podczas tej ostatniej sesji Klient często mówi, że wcale nie kończymy, tylko działamy dalej. Nie mogę więc stwierdzić, że dana osoba jest „ukończona”. „Ukończona” jest wtedy, kiedy wydaje się, że już nie ma miejsca na ciele, a wtedy… zawsze znajdą się jeszcze pachy, stopy, ma jeszcze wolną głowę, szyję, więc można tak naprawdę długo…

Jak wygląda kwestia nawiązywania symbolicznego do danych motywów? Czy proponując coś Klientowi tłumaczysz mu znaczenia, omawiasz wzór bardzo szczegółowo? W Japonii wybrany motyw ma ogromne znaczenie (np. karp =  upór, siła, wytrwałość, sakura - przemijanie i ulotność życia). Czy edukujesz innych, starasz się tłumaczyć co wybierają, jeśli nie są świadomi?  Może masz też raczej świadomych Klientów, którzy znają znaczenia i nie trzeba im tłumaczyć niektórych symboli?

Mam Klientów zarówno takich, których interesuje estetyka tylko tatuażu japońskiego, nie ważne co będą mieć, ale zazwyczaj jakiś smok, coś agresywnego, typu ryba, bo ich żona wysłała na „coś łagodnego”. :P A niektórzy przychodzą wyedukowani, z doświadczeniem rzucają japońskimi słowami. Jest mi wtedy dużo łatwiej. Oni mają wyznaczona symbolikę, wiedzą wszystko o żywiołach, troszkę mniej zajmuje mi przygotowanie wzoru tatuażu, ale też zdarza się, ze mają błędne tłumaczenia, bo sprawdzają na różnych stronach w Internecie.

Ja posiadam tłumaczone książki i też uczę się od tych bardziej wyedukowanych Klientów. Jest to dla mnie ciekawa przeprawa.

Zawsze staram się naprowadzić. Jeśli ktoś jest w błędzie w podstawie o moją wiedzę i to co jestem w stanie zaobserwować w książkach żeby kompozycja była poprawna i nie wybiegała poza standardy tatuażu japońskiego. Staram się, aby to się nie zrobiło wymysłem Klienta, tylko tą „drogą obraną”, którą ja chciałbym iść, aby to wyglądało tak jak być powinno.

Twój ulubiony, najbliższy Tobie motyw z japońskiej szkoły tatuażu?

Mój ulubiony wzór to tło. Ono się nie kończy, można je rozwijać, komponować z każdym elementem, z każda porą roku, czyli np. z jesienią, z jesiennymi kwiatami, kwiatami wiosennymi, czyli sakurą, kwiatami letnimi, czyli peoniami, botanem i tak bez końca… ze smokiem, z rybą. Każdy motyw tutaj pasuje. W japońskiej szkole mamy 3 żywioły w szarościach oraz 1 czerwony, czyli ogień. Woda jest szara, skała - szara, powietrze też jest szare - bo to bąbelki.

Jak to jest u Ciebie z inspiracjami? Czy zawsze trzymasz się stricte japońskich motywów, czy znajdujesz również inspiracje w innych obszarach?

Szukam inspiracji w tematyce japońskiej. Mam bardzo dużo książek. Na Instagramie obserwuje właściwie wszystkich tych, którzy się liczą w świece japońskiego tatuażu. Staram się być na bieżąco z tym co się dzieje, co kto robi, co mi się podoba. Szukam. Klienci są również bardzo wymagający, więc raczej nie szukam inspiracji w innych obszarach, tylko staram się skupić na tym, jak to powinno tradycyjnie wyglądać, a nie wprowadzać np. Godzille z tłem japońskim. Znam wykonawców, którzy sobie bardzo dobrze radzą z takimi połączeniami, ale ja wybrałem inną drogę.

Czy poza tatuażem japońskim, interesujesz się również szerokopojętą Japonią, interesujesz kulturą tego kraju? Jeśli tak, to co Cię najbardziej zachwyca?

Nie byłem nigdy w Japonii. Sporo czasu spędziłem natomiast na Tajwanie i mam pogląd taki nieco załamany, bo Tajwan to w połowie Japonia, w połowie Chiny. Jest tam duża mieszanka, ale raczej z korzeniami chińskimi. Najbardziej inspirują mnie jednak drzeworyty japońskie. Mam swoją małą kolekcje. Sztuka, rzeźba - bez końca. Teatr i też muzyka - polecam bardzo Yamoto (bębny). Oczywiście, kiedy piłem alkohol, to jeszcze sake. Dużo!

Jakiś guru japońskiego tatuażu? Czy ktoś Cię inspiruje, stanowi dla Ciebie wzór do naśladowania (HORIYOSHI III?)?

Jest bardzo wielu mistrzów, którymi się inspiruje. Oczywiście Horiyoshi jest legendą i bardzo go szanuje, ale bardziej inspiruje się osobami, które miałem okazje zobaczyć i poznać osobiście, tak jak Soshi Hayashi z Japonii, czy Horishu z Tajwanu, czy Diau Czi z Tajwanu, czy Diau One, Horitora z Tajwanu. Horotsune (już nie żyje), czy też Horihide. Z żyjących - Kazuo Oguri. Mógłbym tak wymieniać bez końca. Mam wiele książek dedykowanych tym osobom. Za każdym z mistrzów stoi, powiedzmy jego uczeń, czy 10 uczniów, którzy też reprezentują bardzo wysoki poziom, robią tatuaże tradycyjne maszynkami itd. Także nie szukam tych mainstreamowych legend, tylko tych poukrywanych, którzy naprawdę tatuowali yakuzę, a nie tylko gaijinów i turystów na pokaz.

Jakie są Twoje odczucia związane z Japonią w kontekście tatuażu? Czy będąc wytatuowanym miałeś tam jakieś problemy, nieprzyjemności? Istnieje takie mniemanie, że ludzie z wzorami na skórze mają tam trudniej, nie mogą wejść w niektóre miejsca czy są niechętnie obsługiwani.

Nie byłem w Japonii. Za to odwiedziłem Koreę, Wietnam, Tajwan i Chiny. Nigdy nie miałem złych doświadczeń w tym temacie.

Całe moje doświadczenie, które zdobyłem na wyjazdach, opierało się o tatuaż japoński, ale miałem okazje go poznać w wielu krajach, więc w każdym kraju było zawsze inaczej - czy to w Chinach, na Tajwanie, w Tajlandii, czy w Wietnamie. Mistrzowie tatuażu z tych krajów są mało znani, niewiele osób ma opcje z nimi przebywać, czy ich poznać. Ja miałem taką możliwość - podglądałem ich pracę. Obserwowałem jak pracują klany tatuatorskie, poznałem ich hierarchie i wszystkie zachowania. Przywiozłem to doświadczenie do Polski. Tutaj się ono do końca nie sprawdza, ale sam podążam tą drogą i nie pozwalam sobie wchodzić z brudnymi butami na moje podwórko, bo czuję przede wszystkim pokorę przed tymi, którzy mi pokazali ten prawdziwy tatuatorki świat. Jakbym przed nimi wyglądał?

Jest mi momentami ciężko i pracuję raczej sam, ponieważ niewielu rozumie jak to jest i z czym to się je. Ten sposób przekłada się także na wzory - mało ludzi podąża drogą w której stara się czynić tatuaż naprawdę tradycyjnym, co wiąże się z tym, aby wybierać te motywy, które ze sobą grają, do siebie pasują, są zestawiane ze sobą z jakiegoś powodu od lat. Niektórzy tworzą to z czym przyjdzie do nich, często nieświadomy Klient.

Uważam jednak, że samym uporem w robieniu tego, na czym nam zależy i robieniu tego we właściwy, zgodny z tradycją sposób, w końcu osiągniemy sukces.

W Japonii się to udało. Na Tajwanie również, więc liczę na to, że w Polsce będzie podobnie. W Europie - w Rosji, Białorusi, Holandii, Czechach, Anglii. W każdym kraju jest kilka osób, które robią tradycyjne tatuaże w japońskim stylu i nie pozwalają Klientom wchodzić sobie na głowę. Moim zdaniem wygląda to naprawdę dobrze - powstają wzory, które faktycznie wyglądają jak te tradycyjne z Japonii.

Polecisz jakieś albumy, książki o japońskim tatuażu?  

Mogę polecić serię „Irezumi Dojo” - większość albumów z tej serii jest ogólnodostępna. Pozostałe książki, to moja tajemna wiedza.

Jakbyś mógł teraz przenieść się do Azji, gdzie byś się udał? Polecisz jakieś inspirujące, ciekawe miejsce, które ma dla Ciebie znaczenie?

Jakbym miał wybierać miejsce - to przeniósł bym się jak najbliżej mojego mistrza, a on mieszka w Okayamie. Pojechałbym na Tajwan, również do swojego mistrza - Horishu - zawsze do niego jeździłem i tam się czuję najlepiej.

Kamil Baks Tomaszewski - Instagram / Facebook

Wiem, że jesteś zafascynowany Japonią i pewnie dlatego też zdecydowałeś się na tatuaż w japońskim stylu? Czy możesz jednak opisać, co było największym motywatorem i co najbardziej Cię przekonuje i fascynuje w tej estetyce?

Zgadza się, największym motorem napędowym podobnie jak w przypadku kolekcjonowania butów była świetna historia w tle wszystkich projektów. Wydaje się, że folklor japoński to studnia bez dna i jest tam mnóstwo ciekawych motywów, które mogą być inspiracją dla każdego typu sztuki. Często, gdy zagłębiałem się w jakieś opowiadanie i zafascynuje mnie dany motyw, to sprawdzałem, jak wygląda on oczami mistrzów ukiyo-e i potem ląduje on ma moim ciele.

To teraz może opowiedz za co kochasz Japonię, co najbardziej lubisz w tym kraju?

Przede wszystkim uwielbiam Japonię za sposób bycia i życia, bogatą kulturę, kodeks oraz inspirującą sztukę. Honor jest bardzo ważnym aspektem w moim życiu i staram się postępować tak, by nie splamić swojego nazwiska. Ważne jest dotrzymywanie swojego słowa, gdzie w starożytnej Japonii niedotrzymanie go kończyło się seppuku. W dzisiejszych czasach, podczas upadku zasad moralnych te wartości są jeszcze bliższe mojemu sercu.

Twój ulubiony, najbliższy Tobie motyw z japońskiej szkoły tatuażu? Możesz też opisać swój tatuaż/body suit - to co się na nim znajduje i dlaczego właśnie to?

Moje plecy nawiązują do pracy jednego z moich ulubionych artystów ukiyo-e, czyli Utagawy Kuniyoshiego, który zobrazował Oniwakamaru walczącego z wielkim karpiem. Mamy tutaj w pełni oddaną klasyczną kompozycje, gdzie pojawiły się również zupełnie nowe motywy, które wykonał Mateusz Kanu. Widzimy chociażby szatę w czaszki, czy liczne tatuaże na ciele głównego bohatera, gdzie można zobaczyć zarys smoka. Bardzo lubię ten detal i wiele osób jest pod wrażeniem, gdy widzi to na żywo.

Jakiś czas temu skończyliśmy front przedstawiający japońskich bogów - Raijina i Fūjina. Obecnie pracujemy nad łączeniem góry z dołem, czyli wypełnieniem przestrzeni na udach i lekkich poprawkach na nogach. W międzyczasie laseruje jeden niepasujący do całej układanki tatuaż oldschoolowy, a na to potrzeba dodatkowego czasu, by wszystko dobrze się wygoiło.

Ile sesji tatuażu miałeś? Czy coś Cię zaskoczyło w kontekście planowania? Coś przerosło?

Teraz jest 60 długich sesji za mną i nadal 10 przede mną, bo zdecydowaliśmy się na poprawki poprzednich tatuaży, by dobić tam jeszcze więcej czerni, by pasowały do tego co robi Mateusz Kanu i nie odznaczały się aż tak bardzo. Dodatkowo połączenie dwóch styli tatuatorów nigdy nie jest łatwe, więc też musieliśmy pójść na pewne ustępstwa i zmodyfikować niektóre elementy, bo pierwotnie miało być samo tło, a obecnie pojawiło się tam dość sporo kwiatów, które łatwiej wkomponować, ale też posiadają więcej elementów.

Przychodząc na początku na pierwsze tatuaże myślałem, że szybciej uda się skończyć, jednak z każdą następną sesją dowiadywałem się coraz to nowych zagadnień, technik i potem już sam prosiłem o bardziej skomplikowane wzory i patterny na moim ciele. Jestem bardzo zadowolony, że moje plecy są w 100% dopieszczone, a zdobycie nagród na konwentach w tym pierwszego miejsca na TattooFeście potwierdza tylko, że mam na sobie dzieło sztuki.

Słyszy się często, że osoby z tatuażami są w Japonii źle odbierane - byłeś tam - czy doświadczyłeś jakiegoś dziwnego traktowania, nie byłeś gdzieś wpuszczony, obsłużony? Czy możesz całkowicie zaburzyć ten stereotyp?

Przed wyjazdem do Japonii, każdy znajomy mnie przed tym przestrzegał. Ja byłem tam 5/6 lat temu i totalnie się z tym nie zgadzam. Spotkały mnie same pozytywne reakcje, ale myślę, że duża zasługa tego, że posiadam na sobie bardzo klasyczne motywy, które bez problemu były rozpoznawane przez Japończyków.

Zaczepiali mnie starsi ludzie, którzy nie znając angielskiego pokazywali kciuk w górę i kwitowali je szerokim uśmiechem oraz dzieciaki w busie, w drodze do szkoły, które okrążyły mnie całą zgrają i na głos mówiły nazwę każdego motywu na moich rękach, pokazując je przy tym palcami. Wspominam to bardzo dobrze do dziś dnia.

Jak trafiłeś do Mateusza Kanu? Jak się poznaliście? Jak wyglądała Wasza współpraca - czy sam dobierasz wzory, czy Mateusz Ci coś doradza, dodaje od siebie?

Z Mateuszem była śmieszna sytuacja, bo chciałem do niego się wybrać od dłuższego czasu podpatrując jakie prace robi, ale dzieliła nas bariera odległości. Ponadto mój młody wiek i przede wszystkim kontynuowanie dużego projektu, trochę mnie wstrzymywały. Jednak bardzo mnie ucieszyła informacja, że Kanu pojawi się w zaprzyjaźnionym barberskim salonie - Ferajna na Guest Spocie. Pamiętam, że w proponowanych wzorach zobaczyłem „tengu” i od razu chciałem ten motyw u siebie na ciele. Bojąc się, że ktoś mi zakosi ten wzór sprzed nosa, przyszedłem z odpowiednim wyprzedzeniem czasu. Wchodzę do studia, a tam jeden z właścicieli Ferajny już go sobie zajął. Chciałbym zobaczyć swoją minę wtedy! Jednak wszystko dobrze się skończyło, bo odstąpiono mi ten motyw i nadal się nim jaram, pomimo upływu wielu lat.

Mateusz mi dużo doradza odnośnie rozwiązań i ułożenia wzoru, który chce tatuować. Dużym plusem jest fakt, że wszystko jest robione z freehandu, więc mam pewność, że będzie to w 100% autorski i unikalny tatuaż. Wybór finalnego motywu zawsze zostaje w moich rękach i zwykle mam już przygotowany lekki research prac mistrzów ukiyo-e, który podsyłam Mateuszowi przed sesją.

Polecisz jakieś albumy, książki o japońskim tatuażu?

Polecę klasyką gatunku:

„Bushido” - Takahiro Kitamura
„The Japanese Tattoo” - Sandi Fellman

Fajnym uzupełnieniem jest również „Tattoos” - Henk Schiffmacher.

Główną inspiracją obecnie jest dla mnie Instagram i śledzenie wszystkich mistrzów japońskiego tatuaż, których miałem przyjemność poznać podczas konwentów w Polsce i resztę, którą mam nadzieję, że kiedyś uda mi się spotkać na żywo podczas jakiegoś azjatyckiego konwentu.

Jakbyś mógł teraz przenieść się do Japonii, gdzie byś się udał? Polecisz jakieś inspirujące, ciekawe miejsce, które ma dla Ciebie znaczenie?

Zdecydowanie wróciłbym do Tokio, bo mam mały niedosyt. Jednak tydzień tam to za mało, by wszystko zobaczyć, zwiedzić na spokojnie. Z pewnością ponownie wpadłbym do antykwariatu ze starymi pracami mistrzów ukiyo-e w Chiyoda, tuż obok Pałacu Cesarskiego i zaopatrzyłbym się w nowe prace, które zawisłyby w moim domu. Oprócz tego każdemu gorąco polecam odhaczenie klasycznego japońskiego hat-tricka, czyli NARA, KIOTO oraz OSAKA. Dopiero wtedy zobaczycie różnicę między miastem robotów - Tokio, a przyjazną krainą w południowej części Kraju Kwitnącej Wiśni.

Jesteś kolekcjonerem butów. Masz bardzo duża ilość par w swojej kolekcji. Jedno z bardzo znanych studiów tatuażu z Japonii (TOKYO THREE TIDES) jakiś czas temu miało współpracę z marką PUMA w ramach której klasyczny model butów CLYDE oraz Suede pokryli tradycyjnymi wzorami. Czy możesz coś więcej o tym opowiedzieć i pokazać nam te buty?

W swojej kolekcji posiadam ponad 700 par i co roku sobie powtarzam, że muszę się zabrać za redukcje kolekcji. No, ale niestety nie idzie mi w tym najlepiej.

Posiadam w swojej kolekcji kolaboracje Pumy z Atmosem na modelu Clyde, gdzie cholewka została przyozdobiona przez japońskiego tatuatora Hide Ichibay. W tej parze mamy nawiązanie do najbardziej znanego drzeworytu na świecie, czyli wielkiej fali na Kanagawie, autorstwa mistrza Hokusai. Dodatkowo pojawiają się tu motywy roślinne i na duży plus zasługują wkładki w tym wydaniu, które również posiadają ten motyw. Dodatkowo spójrzcie na te wszystkie detale! Wszystko jest bardzo przemyślane i brakuje tylko w środku biletu lotniczego w jedną stronę do Japonii.

Pojawiły się również PUMA Suede, od tego samego trio, gdzie za projekt odpowiada Hyakki Yagyo i inspiracją dla powstania tego wydania było Halloween w Japonii. Niestety buty te trafiły wyłącznie na rynek azjatycki, więc nie mogłem ich zdobyć. Aczkolwiek co się odwlecze to nie uciecze i pewnie kiedyś je upoluje!

Kilka słów na zakończenie ode mnie

Japoński tatuaż to nie tylko patyk, czyli tak zwane tebori. To również wiedza i umiejętność łączenia ze sobą motywów. Aby szanować tradycje i dziedzictwo japońskich mistrzów, warto nabyć wiedzę lub zawierzyć tym, którzy podążają drogą azjatyckich mistrzów tatuażu.

Ja sama wybrałam amerykański styl tatuowania i jestem mu wierna od wielu lat - mocno wbity, czarny kontur, kolor, conajmniej jedna róża, rozmarzona kobieta i gwiazdka (aye!). Japońskie wzory tatuuję sobie po amerykańsku. ;) Niemniej jestem pod ogromnym wrażeniem tradycyjnych japońskich body suitów, ich sposobu wykonania, wycięcia pod rękawy koszul i nogawki spodni. To styl, który robi na mnie ogromne wrażenie - szczególnie, że często jest zaplanowany tak, aby nie był widoczny na pierwszy rzut oka.

Przyznam, że rozmowa z Kanu i Baksem sprawiła, że od teraz będę intensywniej analizować japońskie tatuaże zdobiące ciała spotykanych ludzi. Czy to na pewno taki tradycyjny, zgodny z zasadami?!    

Zdjęcia Baksa zrobił: Oskar Krawczyk